64 min

[PODCAST] ODC. 09 Najczęstsze mity i przekonania na temat prowadzenia własnej pracowni projektowej

Kiedy ponad 3 lata temu rzucałam swoją pracę na etacie (Rzuciłam pracę na etacie i żałuję jednego.) wiedziałam, że będzie to skok na głęboką wodę. Skok, do którego przygotowałam się wcześniej, sprawdziłam jak daleko jest dno, czy nie grożą mi niebezpieczeństwa i czy dam radę wypłynąć. Można więc powiedzieć, że pewną podstawę miałam: znałam się na projektowaniu, miałam doświadczenie i trochę oszczędności na start. Ale byłam w tym sama. Wiedziałam, że w trudnych sytuacjach będę musiała liczyć sama na siebie, sama ustalać sobie zadania, rozliczać się z nich i motywować do działania. Wiedziałam, ze jak dam D to sama będę musiała wyciągać się z kłopotów, że jak będę miała problem to już nie mam buforu bezpieczeństwa w postaci zespołu, a jak sama nie znajdę klienta to nikt mi go na tacy nie przyniesie. Jednym słowem musiałam zakasać rękawy i działać. Oczywiście nie uniknęłam wpadek, błędów, pomyłek czy nieprawdziwych przekonań. O tym jak wyglądał pierwszy rok mojej działalności, co w nim było trudne a co było zaskoczeniem mówiłam w drugim odcinku podcastu [PODCAST] ODC.02 Pierwszy rok prowadzenia biura projektowego- sukcesy i porażki”  Dziś niejako w nawiązaniu do tego nagrania postanowiłam się zmierzyć się z najpopularniejszymi obawami wszystkich początkujących przedsiębiorców oraz tych, którzy myślą o założeniu własnej pracowni.

Nie zapomnij zostawić swojej oceny i komentarza do tego podcastu oraz całego cyklu

Dziękuję za wysłuchanie tego podcastu 🙂

Tego dowiesz się z dzisiejszego odcinka podcastu:

  • Czy to prawda, że własna pracownia projektowa pozwala robić to co się kocha?
  • Czy zaprojektowanie swojego mieszkania, pomoc w dekoracji mieszkania koleżanki jest wystarczające, aby projektować cudze wnętrza?
  • Z czym wiąże się projektowanie wnętrz i jakie obowiązki będą do Ciebie należeć poza dobieraniem poduszek?
  • Z czym wiąże się praca w domu, jakie są plusy i minusy home office?
  • Jak realizować swoje cele zawodowe pracując w domu?
  • Ile faktycznie pracuje się przy komputerze, a ile spędza się na spotkaniach z klientami?
  • Czy na początku działalności dla rodziny i przyjaciół pracuje się za darmo?
  • Jaką stawkę ustalić na początku działalności?
  • Czy na początku warto brać każde zlecenie?

Podcast do czytania

Witam Cię w dziewiątym odcinku podcastu Prosty Plan Architektury Wnętrz.

Jest to już dziewiąty odcinek, z czego ogromnie się cieszę. Mimo tego, że te podcasty nie ukazują się tak często jakbym chciała, ale każdy jeden napawa mnie ogromną dumą i tworzenie go jest dla mnie naprawdę czystą przyjemnością. Stęskniłam się za nagrywaniem podcastów. Dzisiaj mam taki dzień, podczas którego mogę sobie na to pozwolić. Więc postanowiłam usiąść, zrobić notatki i nagrać dla Was treści, które już od dawna chodziły mi po głowie, które się w niej kołatały. Napotykałam w internecie różne fakty i przekonania związane z architekturą wnętrz i prowadzeniem własnego biznesu, własnej pracowni, a dzisiaj postanowiłam się z tym zmierzyć. Także tematem dzisiejszego podcastu będą przekonania, mity, jakieś założenia błędne, które towarzyszą nam zawsze wtedy, kiedy chcemy rozpocząć prowadzenie własnego biznesu jakim jest projektowanie wnętrz. 

Czytaj dalej

O projektowaniu wnętrz będę mówiła, bo oczywiście na innych biznesach nie znam się na tyle, by się wymądrzać. Ale o tym mam jako takie pojęcie, więc dzisiaj będziemy krok po kroku przechodzić przez przekonania, które nam towarzyszą na początku każdego biznesu. Ja również je miałam. Ja również musiałam się z nimi zmierzyć, wyciągnąć wnioski z bardzo bolesnych potknięć i trochę chcąc Was ustrzec przed tym, trochę ochronić, postanowiłam opowiedzieć o nich w kontekście właśnie mojego biznesu. Jeszcze zanim przejdziemy do podcastu, chciałam nawiązać tylko do ankiety, która ostatnio pojawiła się na Instagramie, w której zapytałam Was o to, jak wolicie przyswajać sobie te merytoryczne treści. Czy lepiej jest Wam przyswajać je w postaci takiego podcastu, który jest tylko i wyłącznie ścieżką dźwiękową, możecie słuchać wykonując inne czynności, jadąc samochodem, sprzątając, gotując i tak dalej, czy wolicie ten materiał w formie wideo, wtedy kiedy też mnie widać, kiedy możemy sobie porozmawiać, chociażby w postaci webinarów czy live na Instagramie, wtedy kiedy macie możliwość zadawania pytań, komentowania, a ja mam z Wami taką żywą interakcję. Oczywiście to jest trudne, żeby pogodzić obie te kwestie, bo są takie tematy, które lepiej się słucha, jak chociażby ten dzisiejszy, a są takie tematy, o których nie da się opowiedzieć nie pokazując ich na jakichś przykładach, jak chociażby temat o harmonogramie prac projektowych, gdzie tutaj pracujemy z konkretnym plikiem, z konkretną tabelą i opowiadać o tym jest raczej trudno. To po prostu trzeba pokazać. Także są takie treści, które są bardzo wdzięczne do opowiadania w podcaście, a są takie treści, których nie sposób opowiedzieć bez pokazania obrazu. W tej ankiecie wyszło, że te proporcje w głosach między wideo i audio są bardzo podobne. Nie pamiętam na jakich to się ostatecznie zmieściło procentach, ale wydaję mi się, że do wideo było około 52% versus 48% do audio. Więc nie jest to duża różnica. Stąd też taki pomysł, na który sama nie wpadłam, to nie jest mój pomysł, ale jak się czegoś nie wie, to po prostu warto zapytać i ja w rozmowie z jedną z moich obserwatorek na Instagramie zapytałam jak ona wolałaby te treści otrzymywać i zdradziła mi, że one woli audio, ale właśnie to wideo też się przydaje, dlatego zaproponowała, żeby do każdego takiego podcastu w którym opowiadam o jakimś problemie zrobić później live na Instagramie, aby dać Wam możliwość skomentowania tych treści i zadania mi pytań, na które będę mogła odpowiedzieć. Uważam, że to jest naprawdę genialny pomysł. Sama bym na to prawdopodobnie nie wpadła, albo dużo później. Więc jestem bardzo wdzięczna za tą radę. Tak też zrobimy, to znaczy dam Wam tydzień na przysposobienie tych treści, które właśnie nagrywam, a po tygodniu od ukazania się tego podcastu zrobimy live na Instagramie i na grupie Facebookowej Architekt Pro, abym mogła odpowiedzieć na Wasze pytania i jeszcze bardziej rozwinąć ten temat, jeżeli w komentarzach okaże się, że czegoś jeszcze nie ujęłam. Także to w gwoli tego wstępu. A teraz zaczynamy, jedziemy z tematem.

Chcę Wam dzisiaj opowiedzieć o takich najpopularniejszych przekonaniach z jakimi możecie się spotkać, albo jakie same pojawią się w Waszej głowie, wtedy kiedy pomyślicie o tym, że chcielibyście założyć pracownię projektowania wnętrz. Niezależnie od tego czy pracujecie aktualnie na etacie u kogoś i projektujecie wnętrza, czy pojawiła się u Was w głowie myśl, że moglibyście się tym zajmować, mogłybyście, bo jednak kobiet w tym zawodzie jest więcej, to są takie pewne przekonania, które są wspólnym mianownikiem dla wszystkich. 

Pierwsze takie przekonanie z jakim możecie się spotkać na początku swojej drogi zawodowej w tym kierunku, to jest to, że zakładam własną pracownią, aby w końcu robić to co kocham, żeby w końcu projektować wnętrza, które chcę projektować, robić to w takim stylu w jakim ja lubię, nie chcę żeby mi szef narzucał klientów, z którymi chcę pracować, nie chcę żeby szef wyznaczał mi zadania, nie chcę żeby szef mówił mi jak mają te projekty wyglądać i czego on oczekuje. Chcę to robić sama na własnych zasadach. Pełna zgoda co do tego, że we własnym biznesie same wybieracie sobie klientów, z którymi chcecie pracować albo przynajmniej powinno  tak być, że wybieracie sobie tych klientów, z którymi dobrze Wam się pracuje i prawdą jest, że we własnym biznesie też Wasz styl projektowania powinien być widoczny, powinien jakoś Was określać i powinien być widoczny dla Waszych potencjalnych klientów. Także on powinien na pewno gdzieś tam przez te projekty się przewijać. Ale takie przekonanie o tym, że własna firma, własna pracownia projektowa, to jest tylko i wyłącznie robienie projektów, które tak bardzo kochasz i którymi tak bardzo chcesz się zajmować, to jest nic, którego trzeba się pozbyć od razu na samym początku, ponieważ ja jak zakładałam własną pracownię wiedziałam o tym, że do mnie będą należały te wszystkie obowiązki, które do tej pory robił mój szef. Ja wcześniej pracowałam w pracowni projektowej bardzo dużej, w której było zatrudnionych kilkunastu architektów i moje obowiązki były ograniczone do spotkań z klientami, ustalenia z nimi materiałów wykończeniowych, przygotowania dla nich wizualizacji, dokumentacji technicznej, kosztorysu i przekazanie tego do działu realizacji. Koniec. To były moje zadania w firmie kiedy pracowałam na etacie. Natomiast oprócz tych rzeczy, które wymieniłam, w prowadzeniu własnego biznesu dochodzi jeszcze szereg innych niezbędnych do tego, żeby ten biznes działał, czynności, które nie są już takie sexy, które już nie są takie fajne i trzeba to przyznać wprost, do których nie wszyscy mamy predyspozycje. 

Bo żeby prowadzić swój biznes i żeby on zarabiał na siebie, to musimy go wypromować, musimy wiedzieć jak znaleźć tych klientów, bo oni sami na początku do nas nie trafią, później będą się pojawiać z poleceń, z tego, że jesteśmy coraz bardziej popularni, ale na początku ich nie ma, oni nie wiedzą o Waszym istnieniu, oni nie wiedzą o tym, że otworzyłyście własną pracownię projektową. Jeśli nie znajdziecie sposobu i pomysłu na to, żeby się wypromować, to pies z kulawą nogą nie przyjdzie do Was po projekt, to się po prostu nie wydarzy. Trzeba mieć w sobie wszczepiony taki bezwstyd, żeby do tych ludzi wyjść, żeby się pokazać im, żeby oni Cię zauważyli, żebyś mogła pokazać im czym się zajmujesz, to, że wśród wielu architektów na rynku warto wybrać właśnie Ciebie i z jakiego powodu. Także taka myśl przewodnia na temat realizowania tych działań marketingowych i sama umiejętność ich przeprowadzenia jest niezbędna do tego, żeby Twój biznes się rozkręcił i przetrwał. Inna kwestia, konieczność namówienia później klienta na to, żeby podpisał z Tobą umowę, bo to, że on znajdzie Cię w końcu i wyśle zapytanie ofertowe i chce zrobić z Tobą zrobić projekt, albo jest zainteresowany, to jeszcze nie oznacza, że on podpisze z Tobą umowę. Także trzeba umieć się sprzedać, zaprezentować temu klientowi, przekonać go do tego, że jesteś warta zainwestowania tych pieniędzy i tego czasu w przygotowanie projektu, powierzenie Tobie własnego mieszkania. 

Kwestia wyznaczania sobie zadań. Kiedy pracujesz na etacie lub kiedy zajmujesz się inną działką, to musisz pamiętać o tym, że w prowadzeniu własnej firmy jesteś własnym szefem i jeśli masz zdolność do tego, żeby samej sobie określać zadania, planować różne rzeczy, korzystasz z planera czy z kalendarza i wpisujesz sobie rzeczy, które masz do zrobienia, dzisiaj, jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc czy za pół roku,  to jest duża szansa, na to, że z prowadzeniem własnej firmy sobie świetnie poradzisz. Natomiast jeśli nie masz takiego rytuału, jeśli działasz tak trochę z dnia na dzień i spontanicznie realizujesz rzeczy, które wpadną Ci do głowy, to takie prowadzenie własnego biznesu może być dla Ciebie trudnym zadaniem, dlatego, że tutaj trzeba planować na długo do przodu, nie tylko na tydzień do przodu, nie na miesiąc do przodu, ale czasem na rok do przodu. Trzeba sobie umieć zaplanować czas pracy, żeby mieć ciągłość zleceń, żeby firma na siebie zarabiała z miesiąca na miesiąc, a jednocześnie, żeby nie nawalić sobie w jednym czasie tak dużo zleceń, że nie będziesz w stanie tego zrealizować. Kolejna kwestia, kwestie księgowe, jakieś takie prawne, umowy, faktury, tego typu rzeczy. To wszystko jest ogrom rzeczy, których trzeba się nauczyć, które trzeba wiedzieć. Do tego można mieć świetną księgową, ale samemu trzeba mieć pojęcie o tych prawnych rzeczach i księgowych, które w Polsce zmieniają się bardzo dynamicznie i czasem w zaskakujący sposób i w zaskakującym kierunku, ale trzeba trzymać rękę na pulsie i mieć o tym pojęcie. 

Ostatnia kwestia, rozwiązywanie problemów na budowie, konfliktów z klientami, jakichś wpadek, fackupów, to są wszystko rzeczy, które również będą na Twojej głowie. Wcześniej jak pracowałaś na etacie lub robiłaś inne rzeczy, to tymi rzeczami być może zajmował się Twój szef albo ktoś inny, kto roztaczał nad Tobą parasol ochronny i w razie jakiegoś problemu niedotrzymania terminu, nie zrobienia projektu w odpowiednim czasie, to mogłabyś być okrzyczana przez szefa, albo miało to dla Ciebie jakieś inne konsekwencje, ale raczej świat się nie zawalił. Było dużo osób w firmie, ta odpowiedzialność jakoś się rozmyła. Ktoś wymyślił rozwiązanie i to jakoś przeszło. Tutaj prowadząc własny biznes jesteś jedyną osobą, dopóki nie zatrudnisz innych osób, ale nawet wtedy kiedy jesteś szefową jesteś jedyna i pierwszą osobą, do której będą wpływały wszystkie żale, wszystkie reklamacje na projekty, na prace, wszystkie problemy i to Ty będziesz osobą, od której będzie oczekiwano rozwiązania tych problemów, rozwiązań i to czasem naprawdę w ciągu jednej minuty, bo będzie trzeba szybko czemuś zaradzić. Także fakt, że założenie własnej pracowni da Ci możliwość wybierania sobie klientów albo robienia projektów we własnym stylu to jest oczywiście prawda, ale musisz pamiętać o tym, że robienie tego, co kochasz to nie jest 100% Twojego czasu. Powiedziałbym, że w prowadzeniu własnego biznesu 30% to jest robienie tego co naprawdę lubisz, natomiast pozostałe 70% to są rzeczy, które są niezbędne do tego, żeby przeżyć, żeby firma się kręciła i na siebie zarabiała. Więc chciałam tutaj postawić nad tym taką gwiazdkę, że jeśli Twoją motywacją jest to, żeby robić w końcu to, co kochasz albo żeby zajmować się tylko i wyłącznie projektowaniem i realizować się w tym, to być może lepszym rozwiązaniem byłoby pozostanie na tym etacie lub zmiana pracowni z jednej na drugą, która da Ci inne, lepsze możliwości niż zakładanie swojego biznesu, ponieważ jeśli nie masz w sobie drygu do promowania własnej osoby, reklamy, wychodzenia do ludzi, przedstawiania się, sygnowania tego wszystkiego swoją twarzą i swoim wizerunkiem i dawanie tej części siebie też dla innych, nie masz w sobie umiejętności planowania czy trudno jest Ci rozwiązywać problemy czy konflikty, to zderzenie się z taką rzeczywistością biznesową może być dla Ciebie po prostu bardzo bolesne.

Kolejnym przekonaniem, które przyświeca wielu osobom, które zastanawiają się nad rozpoczęciem działalności w tym kierunku jest to, że skoro urządziłam swoje mieszkanie, lubię programy wnętrzarskie i interesuję się designem, to znaczy przeglądam sobie Instagram albo raz w roku jadę na targi Warsaw Home w Warszawie, to mogę projektować wnętrza. Mam mieszkanie, które sama urządziłam. Mojemu mężowi się podoba, mojej rodzinie się podoba. Wszyscy chwalą, przychodzą i mówią, o jak ładnie. To znaczy, że mogłabym to robić też dla innych. To jest w ogóle takie przekonanie, które jest tak mylące i może powodować tak ogromną frustrację, w której weźmie się właśnie zlecenie czy przyjmie się zlecenie wykonania dla kogoś projektu, że to może być naprawdę bardzo bolesne zderzenie z rzeczywistością. Dlaczego? Dlatego, że projektowanie cudzego mieszkania jest naprawdę zupełnie czymś innym niż projektowanie swojego mieszkania. Wtedy, kiedy wiesz czego chcesz albo wydaje Ci się, że wiesz czego chcesz, kiedy nie musisz konfrontować się z opinią innych osób, kiedy możesz to zrobić we własnym tempie, w oparciu o własny budżet, dobrze jeśli on jest nieograniczony albo wysoki i tak naprawdę jedynymi odbiorcami czy jedynymi krytykami tego Twojego dzieła są osoby Ci bliskie, które z założenia raczej powiedzą Ci miłe rzeczy niż: „o Boże, coś tutaj wymyśliła”, albo: „matko, to kupy się nie trzyma, to jest niefunkcjonalne, to się będzie brudzić, kto to będzie sprzątać”, „no, no, naprawdę popłynęłaś”. Także te osoby raczej tego Ci nie powiedzą. Natomiast klienci już owszem. Mogą Ci zarzucić to, że rozwiązania, które dla nich przygotowałaś są dla nich niepraktyczne, nie wpisują się w ich gust, to nie jest to, czego oczekiwali. Oni sobie to inaczej wyobrażali i co wtedy? Także projektowanie dla kogoś wnętrza jest naprawdę zupełnie czymś innym niż tworzenie swojej własnej przestrzeni. To, jak ja mam w domu i to, że mam pewne rzeczy zrobienie i pewne rzeczy jeszcze nie zrobienie, to jest moja prywatna sprawa. Ja sobie to zrobię dzisiaj. Ja sobie zrobię za miesiąc, za pół roku, wtedy, kiedy będę chciała i jak będę chciała. Natomiast kiedy przychodzi do Ciebie klient, to prawdopodobnie wziął na mieszkanie ogromny kredyt na 30 lat, odbiera klucze za miesiąc, ma umówionych fachowców i oczekiwanie, że zaprojektujesz mieszkanie, które będzie turbo praktyczne, po prostu wszystkie rzeczy, które on ma, tam pomieszczą się, a ma tego naprawdę dużo, będzie łatwy w utrzymaniu czystości, w domyśle nie będzie się brudzić, czyli użyjesz materiałów, które w jakiś magiczny sposób nie zachodzą brudem i po prostu każdy brud jaki jest, odbija się. I zrobisz to w takim czasie, że on nie będzie na tym stratny finansowo, to znaczy nie będzie musiał dłużej mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu niż jest to konieczne. Wtedy kiedy odbieramy klucze, tego samego dnia są przekazane projekty i tego samego dnia wchodzi ekipa i wszystko robi w 5 dni, bo skoro w telewizji tak robią to dlaczego w rzeczywistości nie można tak zrobić. I tu zaczynają się schody, bo jest presja czasu, presja finansowa, żeby zrobić ten projekt w terminie. Są oczekiwania obcych ludzi, którzy mają swoje własne gusta, własny charakter, oczekiwania i teraz to wszystko trzeba pogodzić. Więc takie przekonanie, że skoro urządziłaś sobie fajnie mieszkanie albo pomogłaś koleżance, przyjaciółce w dekoracji jej kuchni albo doradziłaś komuś co powinien zrobić w swojej łazience, żeby było ładniej, to nie jest wystarczająca wiedza do tego, żeby zaprojektować obcym ludziom mieszkanie, za które chcą zapłacić, za projekt, który oni chcą zapłacić. Dlatego, że wraz z podpisaniem umowy rozpoczynają się czy rodzą się wszelkie oczekiwania klientów .To, że oni dają Ci pieniądze za ten projekt daje im prawo, aby mieć w stosunku do Ciebie oczekiwania klientów. Jeśli komuś doradzasz po przyjacielsku i za darmo to może tą Twoją radę przyjąć i wykorzystać, ale nie musi. To jest generalnie jego decyzja i jakby tutaj nic złego się nie dzieje. Natomiast wtedy, kiedy doradzasz komuś za pieniądze, robisz projekt, wizualizację, to tutaj jesteś zobowiązana do tego, żeby zrobić to z najlepszą wiedzą jaką posiadasz, z normami budowlanymi, wiedzą techniczną, z zasadami agronomii, i wyczucia i gustu tak, żeby to mieszkanie było dopasowane do potrzeb i gustu klienta, do jego trybu życia, a nie do Twojego. Więc takie przekonanie jeśli przyświeca otwarciu własnej pracowni projektowej to jest niestety, ale za mało. 

Jest jeszcze takie przeświadczenie trzecie, że projektowanie wnętrz to dobieranie poduszek, kolorów ścian, wybieranie płytek do łazienki, dekoracje z Pepco na przykład i to tak ładnie się ustawia wszystko potem w tym wnętrzu, robi się ładne zdjęcie, wstawia na ten Instagram i to jest właśnie to projektowanie wnętrz. Z tym przekonaniem możesz się zmierzyć nie tylko w swojej głowie, ale również w głowach innych osób, którym powiesz, że chcesz rozpocząć swój biznes jaki jest projektowanie wnętrz i ktoś może Ci powiedzieć „no to tak, to jest zajęcie, wszyscy teraz projektują wnętrza. To jest takie modne, fajne, dobierasz poduszki, koce, ustawiasz świeczniki, doniczki z kwiatami. Takie zajęcie znudzonych kobiet co to siedzą w domu i w zasadzie nie wiedzą co mają ze sobą robić, to projektują sobie wnętrza”. To o ile tam jest w głowie innych osób, to jest mały pikuś, ale jeśli to jest w Twojej głowie i Ty masz takie przeświadczenie, że projektowanie wnętrz to jest właśnie takie bardziej dekoratorstwo. Projektowanie i dekoratorstwo to są dwie różne gałęzie urządzania mieszkania. Projektowanie komuś układu funkcjonalnego, przestawienie ścian działowych, projektowanie instalacji elektrycznej, hydraulicznej to jest naprawdę zupełnie coś nowego niż później stylizowanie wnętrza. Ja powiem od siebie całkowicie szczerze, ja nie jestem najlepszą dekoratorką na świecie. Znam mnóstwo dziewczyn, blogerek wnętrzarskich, które prowadzą swoje konta na Instagramie, które są świetnym stylistkami wnętrz, które jak zamawiam Martę z Pion poziom, która obiecała mi zrobić zdjęcia wnętrz to myślicie, że ona same te wnętrza stylizuje? Nie. Ona przyjeżdża ze swoją asystentką, która ma wiedzę i pewne wyczucie i smak tego jak ułożyć pewne rzeczy na zdjęciu, żeby to wszystko miało ręce i nogi i żeby to wyglądało naturalnie i fajnie. Ona zajmuje się tylko i wyłącznie tym. Ona nie dobiera podłóg ona zajmuje się stylizacją wnętrz i robi tylko i wyłącznie to. To jest świetne. Ja tego nie potrafię. Zawsze jak na nią patrzę, to naprawdę ogarnia mnie ogromny podziw do jej pracy. Są takie osoby, które mają świetne wyczucie do łączenia różnego rodzaju tekstur, kolorów, ale nie mają wiedzy technicznej, żeby zaprojektować komuś instalacje w łazience i musimy sobie to jasno rozgraniczyć. Architektura wnętrz to nie jest to samo co dobieranie dodatków. Jeśli Twoją smykałką jest stylizowanie wnętrz, szybkie metamorfozy, czyli zmiana koloru ściany, zmiana dekoracji, to być może projektowanie wnętrz nie jest tym, czym powinnaś się zająć, natomiast lepszym rozwiązaniem dla Ciebie będzie np. Home staging, który jest mocno zazębiony z dekorowaniem wnętrz. Tam nie robi się generalnych remontów, nie zdziera się podłogi do wylewki betonowej, nie robi się instalacji elektrycznej na nowo, nie trzeba mieć wiedzy technicznej co można zburzyć, a czego nie można zburzyć. Natomiast jest świetną sposobnością do tego, żeby pokazać Twój talent do łączenia kolorów, materiałów, pomysłu na to jak w niedrogi i szybki sposób odświeżyć mieszkanie. Także jest dużo takich działek związanych z wnętrzami, które mogą się wydawać tym samym, ale w istocie nie są, jak dekorowanie, stylizacja wnętrz, czy właśnie architektura wnętrz, czym ja się zajmuję. Ja głównie zajmuje się architekturą wnętrz, czyli ustawianiem pomieszczeń pod względem, nadawaniu wnętrzu stylu pewnego, pewnej myśli przewodniej, ale takie rzeczy jak ramki, świeczniki, dekoracje, to potem to robią moi klienci we własnym zakresie. Ja tych rzeczy im nie ustawiam, nie dekoruję im wnętrz. Taka usługa jest możliwa, dodatkowo płatna, ale w standardzie projektu tego nie ma, dlatego że ja im przygotowuję świetną bazę pod to, aby sami już mogli sobie te wnętrza dekorować. 

Kolejne przekonanie dotyczy samej pracy. To znaczy większość biznesów startuje niskobudżetowo z domu. Projektowanie wnętrz jest takim biznesem, który na początku można z powodzeniem prowadzić w domu. Ja sama tak zaczynałam. To znaczy ja w pierwszym roku swojej działalności nie miałam biura, nie miałam pracownika. Prowadziłam go sama, pracując u siebie w mieszkaniu. Mój syn wtedy chodził do przedszkola, a ja w czasie, kiedy go nie było projektowałam wnętrza u siebie w mieszkaniu i jeździłam na spotkania z klientami. Często spotykaliśmy się w kawiarniach, u nich w domu, gdzieś na budowie. Jakoś sobie radziłam, to nie było złe. Teraz już by się to nie sprawdziło, bo zatrudniam dwie osoby i nie wyobrażam sobie, żeby pracowały u mnie w domu. Były też inne powody, ze względu na które zakupiłam lokal pod biuro, ale o tym kiedy indziej. Natomiast na początku pracowałam z domu. Prawdopodobnie kiedy zdecydujesz się na prowadzenie swojego biznesu albo będziesz chciała wystartować z własnym biznesem, to również podejmiesz decyzje, że łatwiej Ci pracować z domu, oczywiście głównie ze względów finansowych. I teraz jest takie przekonanie, że skoro pracujesz w domu, to możesz zająć się wszystkimi rzeczami, które z tym domem są związane, czyli pranie, gotowanie, robienie zakupów, prasowanie itd. Czyli to, że pracujesz w domu, wymusza na Tobie robienie tych wszystkich rzeczy jednocześnie. Czyli nie tylko robienia projektów, ale też tych wszystkich około domowych spraw. Dodatkowo to może utwierdzać innych w przekonaniu, że masz bardzo dużo wolnego czasu, bo skoro pracujesz w domu, nie musisz jechać na drugi koniec miasta do biura, odbić karty, siedzieć 8 godzin w pracy i potem wracać z niej do domu, to masz czas na kawkę, na obejrzenie serialu na Netfixie, na ćwiczenia, na zrobienie zakupów w centrum handlowym. Musisz mieć świetne życie, możesz sobie wszystko poogarniać, a jeszcze zarabiasz pieniądze. Żyć nie umierać. Mogą być do tego jeszcze takie sytuacje, w których inni będą próbowali to wykorzystać. Dziewczyny u mnie na grupie Architekt PRO ostatnio skarżyły się na to, że ich bliscy wykorzystują fakt, że pracują w domu do realizacji jakichś własnych celów, np. trzeba zawieźć mamę do lekarza albo trzeba odebrać teściowej buty od szewca, albo kupić dziecku strój gimnastyczny, pojechać na pocztę odebrać paczkę. Różne historie. Czyli Twoi bliscy mogą mieć przekonanie, że skoro pracujesz z domu, masz dużo wolnego czasu i tak naprawdę układasz poduszki na projektach innych ludzi, to bardziej Twoje hobby niż praca i to takie nic nie znaczące, bo nie jedziesz do pracy, nie masz szefa, nie wpada Ci na konto wypłata każdego 10 dnia miesiąca, to możesz się tym wszystkim zająć i to nie jest dla Ciebie żaden problem, że wyskoczysz na godzinę czy dwie załatwić swoje czy cudze sprawy. Może się również zdarzyć, że w związku z tym jeśli masz dziecko i masz partnera, męża, konkubenta, zwał jak zwał, który też to dziecko wychowuje, to to dziecko jest również w 100% na Twojej głowie. Skoro jesteś w domu, to możesz to dziecko zawieść czy odebrać ze szkoły, zawieźć na zajęcia dodatkowe, przywieźć z tych zajęć dodatkowych, potem się z nim pobawić, odrobić lekcje, przygotować obiad, kolację, wykąpać, położyć itd. Generalnie fakt, że jesteś w domu nie tylko nakazuje Ci zająć się tym domem, ale też wszystkimi członkami rodziny, każdemu ugotować, poprasować, przygotować itd.

Ostatnia rzecz, która może pojawić się w głowach innych osób w związku z Twoją pracą w domu, to może być to, że ktoś będzie chciał Cię odwiedzić w ciągu dnia albo zadzwonić na pogaduszki, zapytać co u Ciebie albo powiedzieć, że ma jakiś problem albo, że w pracy coś się stało strasznego albo kuzynka siostry bierze ślub albo coś jeszcze. Może się zdarzyć, że ktoś będzie chciał w ciągu Twojego dnia w pracy zadzwonić do Ciebie niby na chwilkę, a tak naprawdę na godzinę, na półtorej i pogadać sobie o dupie Maryli. Albo wpaść do Ciebie na kawkę, na herbatkę, bo jak siedzisz w domu, to na pewno masz jakieś pyszne ciasteczko, można sobie posiedzieć, „bo akurat przechodziłam”, „bo akurat byłam po drodze”, „bo akurat pomyślałam, że dawno się nie widziałyśmy i może bym wpadła”. Co w tej sytuacji zrobić? To są sytuacje, które hartują asertywność level ekspert, ponieważ nie da się prowadzić biznesu, bez wyznaczania sobie ram czasowych. Nie da się prowadzić biznesu pracując godzinę dziennie, nie znam nikogo, kto potrafiłby projektować godzinę dziennie i przyniosłoby mu to sensowny dochód. Trzeba wyznaczyć sobie i wszystkim innym dookoła granice. Nie tylko klientom, wykonawcom, dystrybutorom, ale przede wszystkim bliskim osobom, bo bez tego ani rusz. Nie jesteś w stanie prowadzić swojego biznesu, kiedy non stop ktoś do Ciebie dzwoni i coś od Ciebie chce. Nie jesteś w stanie prowadzić swojego biznesu jedną ręką robiąc projekt, drugą ręką trzymając dziecko i trzecią mieszając zupę. Nie da się, nie widzę takiej możliwości. Być może są kobiety, które to potrafią, nie wiem jakim kosztem, na pewno sporym, ale to nie jest normalne, to nie jest tak, jak być powinno. Kiedy jest czas pracy to jest czas pracy. Wtedy, Kiedy pracowałam z domu, wyznaczyłam sobie zasadę, ze odwożę swoje dziecko na, powiedzmy, godzinę 8.00 do przedszkola, ponieważ przedszkole jest w niedalekiej odległości, 8.15 byłam z powrotem, robiłam sobie herbatę, kawę i 8.30 zasiadałam do pracy. Wyłączałam, wyciszałam telefon, wyłączałam media społecznościowe i pracowałam w systemie pomodoro. Nie odbierałam telefonów, telefon leżał obok, był odwrócony ekranem do dołu i wracałam do niego tylko w momentach, kiedy miałam to zaplanowane. Nie byłam w stanie pracować, kiedy co chwilę dzwonił wykonawca ze swoim pytaniem, co chwilę dzwonił klient, bo coś mu się przypomniało i musi mi o tym szybko powiedzieć, nie byłam w stanie pracować, kiedy dzwoniła do mnie mama zapytać co tam u nas, czy Robcio poszedł do przedszkola, co tam na śniadanie jedliśmy… Nie byłam w stanie. Dlatego powiedziałam wszystkim bliskim i osobom, które do mnie dzwoniły: proszę nie dzwonić do godziny 16.00. Po 16.00 mogę gadać, mogę słuchać, mogę doradzać itd., natomiast do godziny 16.00 proszę tego nie robić. To nie było trudne. To naprawdę nie wiąże się z tym, że ktoś się na Ciebie obrazi. To może budzić pewien szok albo pytanie „ale jak to?”, „ale dlaczego?”, natomiast spokojnie tłumacząc tej osobie, że to jest Twój czas pracy i mimo, że jesteś w domu, to głową jesteś w pracy i nie zrobisz obiadu, nie wstawisz prania, nie wyprasujesz, zajmiesz się tym wszystkim, kiedy wrócisz z pracy, czyli kiedy wybije godzina końca pracy, którą sobie wcześniej ustalisz. Ustalenie godzin pracy jest kluczowe, żeby się z tego wywiązać, bo jeśli będziesz głową i ciałem cały czas w robocie, czyli będziesz odbierała telefony od klientów po godzinie, którą sobie ustalisz, np. 17.00 albo kiedy będziesz odpisywała na maile o godzinie 18.00, to tak naprawdę nie wyznaczysz sobie czasu pracy, nie wyznaczysz granic ani sobie ani innym i oni nie będą czuli się w obowiązku ich przestrzegać. No bo dlaczego?

Kolejne przekonanie, które wiąże się z prowadzeniem własnego biznesu, to to, że projektowanie wnętrz to głównie praca przy komputerze, czyli wystarczy komputer, biurko w domu i mogę się tym zająć. Niestety tak to nie wygląda. Bardzo bym chciała, abym mogła się poświęcić w 100% siedzeniu przed komputerem i projektowaniu wnętrz, robieniu kosztorysów itd., ale nie jestem w stanie. Dlatego, że spotkanie z klientami, wybieranie materiałów na żywo w sklepie, spotkanie z budowlańcami na budowie czy w mieszkaniu, które jest remontowane, nadzory nad pracami, wiążą się z wyjazdami poza biuro, poza mieszkanie. Nie da się tego przeskoczyć. Nie ma takiej możliwości, aby codziennie, 5 dni w tygodniu, tylko siedzieć i projektować. Nie wiem, jak wtedy planujesz rozwiązać kwestię spotkań z klientami. Ok., możesz to rozwiązać przez Skypa, w jakiś inny sposób, ale jest rzesza klientów (ja mam ich najwięcej), którzy cenią sobie i liczą na to, że będę się mogła z nimi spotkać osobiście i porozmawiać twarzą w twarz o projekcie. Tak jest im łatwiej wyrazić pewne myśli, nie lubią pisać maili, nie lubią pisać długich wiadomości, chcą ze mną na ten temat porozmawiać. Jeśli jest to coś niedużego, to możemy to omówić przez telefon. Ale często są to takie pytania, obawy i wątpliwości, które wymagają tego, abym coś im rozrysowała na projekcie, pokazała inne możliwości. Chcą się ze mną spotkać na żywo. Ja to rozumiem i szanuję, dlatego spotykam się z nimi na żywo. Nie wyobrażam sobie tego, jak można przeskoczyć etap wyboru materiałów siedząc tylko i wyłącznie w domu. Oczywiście można wysłać klientowi materiały, które się wybrało do jego projektu w formie linka czy nazwy płytki i on może pojechać do sklepu i obejrzeć, ale to jest nieprofesjonalne. Tak nie powinno się robić, powinno się być z klientem w sklepie, powinno się pokazać mu te materiały, przyłożyć jedne do drugich, opowiedzieć, dlaczego ta płytka, a nie inna. Bo kiedy on pojedzie do sklepu i zobaczy te materiały na żywo, to prawdopodobne będzie mu ciężko wyobrazić sobie to wszystko. Zobaczy je, ale nie wie co za tym idzie, nie wie jaka była myśl i dlaczego to, a nie to i istnieje ryzyko, że jak sam pojedzie do tego sklepu, to może mu się po drodze spodobać coś jeszcze innego i wtedy, zdany sam na siebie, może podjąć decyzję, że woli inną płytkę niż tą, którą mu wskazałaś. Wtedy cały Twój projekt, cała myśl przewodnia, która za tym szła jest do wyrzucenia, bo klient wrócił z samodzielnych zakupów z innym pomysłem i te ustalenia z początku są już nieaktualne.

Kwestia spotkań z budowlańcami na budowie – oczywiście możesz wysłać wykonawcy projekt mailem, jeśli taki posiada, bo nie wszyscy wykonawcy mają swoje strony internetowe, skrzynki pocztowe i kiedy mają, obsługują je często. Czasem są to ludzie, którzy zajmują się wykonawstwem i mają tyle zleceń, że nie potrzebują anturażu albo są w takim wieku, że przysposobienie tych technologii jest dla nich trudne. Nie ważne jakie to są powody, nie wyobrażam sobie realizowania bez wizyty w mieszkaniu, możliwie jak najczęściej, dlatego że łatwiej jest coś wytłumaczyć na żywo, kiedy się to widzi w mieszkaniu, niż czytać Twoje projekty. To, co dla Ciebie może być oczywiste i zrozumiałe na projekcie, dla niego wcale nie musi. Łatwiej jest to pokazać na żywo w mieszkaniu, przymierzyć pewne rzeczy, sprawdzić czy to, co narysowałaś na papierze faktycznie ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Najważniejsze, co powinno motywować Cię do wyjazdu na budowę jest to, że tam możesz się nauczyć najwięcej. Żadne kursy, żadne studia, żadne czytanie mądrych blogów czy słuchanie podcastów nie da Ci tyle co wyjazd na budowę i zobaczenie jak Twój projekt jest realizowany na żywo. Jakie są problemy, jakie są zagrożenia, jakie mogą być ewentualnie wpadki. Słuchanie tego, co mają do powiedzenia wykonawcy. Nie ci, którzy mówią „Boże, co Pani tu wymyśliła, ja od 20 lat kładę płytki i nikt tak płytek nie kładzie. Pierwszy raz coś takiego widzę”. Nie, na tych wykonawców zamykamy uszy, jednym uchem wpuszczamy to, co mówią, drugim wypuszczamy. Mam na myśli mądrych wykonawców, którzy rozumieją czym jest praca z architektem, którzy Cię nie obrażają, nie negują Twoich pomysłów, nie krytykują Cię przy kliencie i którzy są otwarci do tego, aby rozwiązywać te problemy razem z Tobą. Ja mam takich wykonawców. Jestem im naprawdę bardzo wdzięczna za każdą lekcję pokory, którą dostaję przy realizacji projektu. Od nich uczę się najwięcej. Z każdego projektu wyciągam nowe wnioski, nowe sposoby na to, żeby nie popełniać tych błędów i oni są dla mnie najlepszą szkołą życia. Dla samej przyjemności, dla samej satysfakcji, samego pogłębiania wiedzy doradzam Ci, aby jeździć na budowy jak i najczęściej. 

Teraz temat nadzorów, którymi możecie się zajmować lub nie. Ja akurat nadzorami się zajmuję i pochłaniają one mnóstwo czasu, ponieważ nadzór nie polega tylko i wyłącznie na tym, że pojadę do mieszkania, przybiję piątkę z wykonawcami  i powiem „świetna robota, róbcie tak dalej, oby tak dalej”. Czasem te spotkania trwają 15 minut, czasem pół godziny, a czasem godzinę. Czasem jest też spotkanie z klientem na budowie, bo narodził się jakiś pomysł, aby rozwiązać coś w inny sposób i wspólnie zastanawiamy się czy to ma sens. Czasem trzeba pojechać i kupić im coś, bo czegoś zabrakło, a potrzebują tego na gwałt, a nie mogą wyrwać się do sklepu i kupić, bo coś im tam schnie, muszą trzymać płytkę, aby się nie odkleiła albo jakieś inne rzeczy. Wtedy trzeba wsiąść w samochód, pojechać do marketu budowlanego, kupić to i zawieźć na budowę. To nie jest 15 minut. Przejechanie z mojego biura na drugi koniec Warszawy, gdzie nierzadko mamy inwestycje i zahaczenie o drodze o market budowlany to dla mnie w jedną stronę czasem godzina, potem pół godziny na budowie i powrót do biura – 2 godziny wyjęte z czasu pracy. Jeśli masz przekonanie, że będziesz siedziała w domu i nie będziesz musiała jeździć na budowy, tylko będziesz siedziała przed komputerem i pracowała, można włożyć między bajki, bo tak to nie wygląda. Jeśli mieszkasz w mieście, masz dobrze zlokalizowany punkt, w którym mieszkasz, możesz obejść się bez samochodu. Natomiast jeśli mieszkasz poza dużym miastem i mas kilka inwestycji, to niestety samochód do tego jest niezbędny.

Przechodzimy do takich 3 przekonań, które mają wszyscy początkujący przedsiębiorcy związani z branżą wnętrzarską i które ja również miałam. To są przekonania oparte na moim własnym doświadczeniu, które wiążą się z tym, aby biznes był dochodowy, z relacjami i ze zleceniami.

Pierwsze przekonanie, które możesz mieć i które ja też miałam, to to, że dla rodziny i przyjaciół powinno się projektować za darmo. Ja po takich projektach za darmo dla kilku moich koleżanek, nie mam już koleżanek. Koleżanki, dla których zrobiłam te projekty, odeszły razem z tym projektem. Ponieważ projektowanie komuś za darmo uruchamia w tej osobie taki poziom roszczeń i taki poziom oczekiwań wobec Ciebie, że ciężko w to uwierzyć. Można się naprawdę gorzko przejechać na takiej relacji, dla której będziesz czuła się zobligowana, aby zrobić coś za darmo, bo przecież jest to Twój przyjaciel, przyjaciółka, kuzynka, ciotka, ktokolwiek. Wiem, że to co mówię jest niefajne i dla niektórych szokujących, bo „jak to, na rodzinie nie powinno się przecież zarabiać” albo „wychowałam się z nimi” albo „znamy się jeszcze z podstawówki, dlaczego nie mogę zrobić tego za darmo?”. Nie mówię, że nie możesz. Jeśli chcesz, to rób. Natomiast wiem, ze takie myślenie prowadzi do wielu konfliktowych sytuacji. Osoba, która dostaje coś za darmo w większości nie szanuje tego, co dla niej robisz, dlatego że skoro robisz coś za darmo, to jest to niewiele warte. To nie ma wartości dla tej osoby. Ona wie, że jej pomagasz, ale znowu wracamy do przekonania, że projektowanie to tak naprawdę dekoratorstwo i skoro robisz to w domu, to tak naprawdę jest to Twoja pasja, miłość. Więc zaprojektowanie dla kogoś mieszkania to czysta przyjemność dla Ciebie. Zrobisz to z uśmiechem na ustach i będziesz dziękować, że ktoś dał Ci swoje mieszkanie do zaprojektowania. To może budzić takie przekonanie. Kiedy mówisz „ok., spoko, ja Tobie to zrobię, nie ma problemu, dasz mi kawę, herbatę, czekoladki, cokolwiek i będziemy kwita”, to tylko i wyłącznie potęguje przekonanie w takiej osobie, że Twoja praca jest niewiele warta. I wykorzysta Twoje zamiłowanie do tego zawodu, aby osiągnąć swój cel, czyli ładnie zaprojektowane mieszkanie, ale w momencie, gdy coś będzie nie tak, nie wyślesz jej projektów w obiecanym czasie, bo dziecko Ci się rozchorowało, miało gorączkę albo kot się rozchorował, trzeba było jechać do lekarza, to bardzo często tutaj zaczynają się schody, problemy. Szczególnie wśród dalszych znajomych. Bo „przecież obiecałaś”, „mamy już glazurnika umówionego”, „nie tak się umawialiśmy”, „wydawało mi się, że to będzie inaczej wyglądało”. To budzi tylko i wyłącznie frustrację, bo te oczekiwania mogą być zasadne, natomiast fakt, że nie dostajesz za to wynagrodzenia, a ktoś nie podziękuje, tylko ciągle ma uwagi do tego, powoduje tylko żal i złość na siebie i na tą osobę. Na siebie, dlatego że dałaś się w to wmanewrować i na tę osobę, która wykorzystuje fakt, że dopiero zaczynasz i chciałaś zrobić komuś przyjemność, a tego nie docenia. Bardzo ciężko wyjść z takiej sytuacji, one w większości przypadków kończą się zerwaniem relacji z taką osobą. Nie jestem jedynym przykładem na to, że w ten sposób straciłam kilka dalszych koleżanek, ale wiem od Was, że również macie takie doświadczenie, również zdarzają się takie sytuacje, w których praca z rodziną i przyjaciółmi jest naprawdę bardzo, bardzo trudna. 

Kolejne przekonanie, które panuje w głowie początkującej osoby, jest takie, że trzeba brać absolutnie każde zlecenie. Trzeba być w pełnej gotowości i ktokolwiek do Ciebie napisze, zadzwoni czy znajdzie z ogłoszenia, to Ty musisz to zlecenie przyjąć. Nieważne czy masz na to czas, czy wymagania tej osoby są dla Ciebie możliwe do spełnienia, czy gust tej osoby pokrywa się ze stylistyką wnętrz, które Ty projektujesz. To nie jest ważne. Ważne jest to, że właśnie założyłaś firmę i ta firma musi na siebie zarabiać, dlatego przyjmujesz wszystkie zlecenia jak leci, chociaż może się tak zdarzyć, że już na początku czujesz, że będą jakieś problemy, że coś jest nie tak, coś nie gra, nie ma flow między wami albo klient nie rokuje, aby było z tego coś dobrego. Nawet wtedy mimo intuicji, która naprawdę często podpowiada nam właściwe rzeczy, przyjmujesz zlecenie, podpisujesz umowę, a potem męczysz się z tym klientem i z tym projektem. To sprawia, że czujesz się źle, masz do siebie pretensje o to, że nie posłuchałaś intuicji, że klient może Cię wykorzystać albo oszukać albo jest niewypłacalny albo nie zapłaci Ci za Twoją pracę albo może oczekiwać od Ciebie więcej niż się umawialiście, to mimo tego nie posłuchałaś swojego głosu rozsądku i jesteś uwikłana w sytuację, z której ciężko się wyplątać. Np. zrobiłaś dla kogoś cały projekt, ktoś ten projekt zaakceptował, a teraz nie chce Ci za niego zapłacić, bo coś tam. Albo robisz siódmą wersję łazienki, a ktoś chce jeszcze zobaczyć ósmą, dziewiątą, dziesiąta i ma do Ciebie pretensje, że Ty tego nie robisz, nie chcesz robić i generalnie jest kwas na całej linii. Chcę powiedzieć jasno, nie każdy klient jest Twoim klientem i Ty nie jesteś architektem czy projektantką dla każdego. To trzeba sobie bardzo mocno obiecać na samym początku działalności i postawić jako pierwszą zasadę, że nie każdy klient jest Twoim klientem i nie musisz robić absolutnie każdego zlecenia, które wpadnie Ci w rękę. Jeśli czujesz, że ono jest fajne, jeśli widzisz potencjał w rozwoju, jeśli widzisz możliwość nawiązania fajnej współpracy, to rób, ale jeśli od samego początku czujesz, że może być coś nie tak z tym klientem, to choćbyś była przerażona faktem, że tego zlecenia nie weźmiesz, to nie bierz, dlatego, że to jest bardzo prosta metoda na wypalenia zawodowe w pierwszym roku działalności. Kilka takich projektów w ciągu roku potrafi definitywnie zmiażdżyć psychikę młodego przedsiębiorcy, dlatego że wystarczą dwie konfliktowe sytuacje z klientem i stres, który jest z tym związany, obniżenie poczucia własnej wartości, obniżenie wiary, że robisz dobrą robotę i że chcesz dalej to robić, jest gwarantowane, jak ktoś nie ma jeszcze odporności psychicznej na takie trudne sytuacje. Bo one są zawsze i zdobywa się tę odporność z czasem, później te sytuacje dotykają mniej niż dotykały na początku, ale mogą odebrać Ci wiarę w to, co robisz. To jest największe zagrożenie pierwszego roku prowadzenia własnej firmy. Później jest łatwiej wypracować sobie taką asertywność i sposób na mówienie „nie”, wyznaczanie granic, niż masz to na początku. Oczywiście najlepszym sposobem na to, aby było Ci łatwiej wyznaczać te granice jest pewna finansowa stabilizacja i finansowe bezpieczeństwo, myśl, że nie musisz brać każdego zlecenia, aby przeżyć. Kiedy nie masz zagrożenia, że jak nie weźmiesz tego zlecenia, to przez miesiąc będziesz musiała jeść tynk ze ściany, Twoje dzieci nie będą miały co jeść, nie kupisz im butów na zimę czy coś takiego. Taka myśl, która przewodzi prowadzeniu własnego biznesu, jest zabójcza dla niego, dlatego że niezwykle ciężko jest odmawiać klientom, którzy do Ciebie przychodzą, a wiesz, że nie będzie Ci się z nimi dobrze pracowało. Dlatego jeśli zakładasz biznes i nie masz oszczędności, aby przeżyć w godnych warunkach przez pierwsze miesiące albo nie masz takiego zaplecza finansowego, to może być Ci trudno oddzielać i przyjmować zleceń, których nie chcesz za żadne skarby świata.

Ostatnie przekonanie, które może mieć młody przedsiębiorca jest takie, że na początku trzeba mieć absurdalnie niską stawkę za projekt, żeby wybić się w jakikolwiek sposób wśród tylu firm, które zajmują się projektowaniem wnętrz. Że trzeba robić wręcz za głodowe stawki, aby tylko złapać pierwszego, drugiego klienta, a potem to jakoś pójdzie. Chcę Ci powiedzieć, że to jest najgłupsze przekonanie i najgłupsza rzecz, jaką można zrobić rozpoczynając swój biznes. Jeśli jesteś osobą, która zamierza rzucić pracę na etacie w innym biurze projektowym i zacząć pracować pod własnym nazwiskiem, czyli podążyć drogą, którą ja podążyłam, to dlaczego masz to robić za pół darmo? Nie rozumiem tego. Skoro pracowałaś u kogoś na etacie, skoro robiłaś już projekty, masz doświadczenie, to znaczy, że tak samo dobrze będziesz to robić w swojej firmie, a może nawet lepiej, ponieważ masz większą motywację do pracy na swoje nazwisko, chcesz robić to fajniej, masz pewne przemyślenia, wnioski, chcesz udoskonalić proces, który był w Twojej pracy, a który się nie sprawdzał lub nie sprawdzał się dla Ciebie. Ale masz to zaplecze wiedzy, które pozwala Ci na to, żeby pracować na godnych warunkach, żeby zaproponować stawkę cenową taką, jaką powinnaś dostawać. Taką, która będzie warta tego, co poświęciłaś, aby zrobić ten projekt, czyli czas, energię, swoją wiedzę. Natomiast jeśli nie masz doświadczenia, wydaje Ci się, że nie masz wiedzy technicznej, nic nie umiesz, ale mimo to z jakichś powodów chcesz rozpocząć pracę projektową pod własnym nazwiskiem i we własnej pracowni, no to po to otwierasz ten biznes, aby nie pracować za pół darmo. Jeśli chcesz pracować za niższą stawkę, to pójdź jako stażysta do pracowni projektowej, żeby się od nich uczyć, ale skoro zakładasz własną pracownię, to znaczy, że masz przekonanie o tym, że robisz to dobrze, coś motywuje Cię do tego, wiesz, że podołasz, dasz radę, że co by się nie działo, jakie problemy by nie wystąpiły, dasz radę i będziesz to sygnowała swoim nazwiskiem, swoją twarzą. Pamiętaj, że tą twarz masz tylko jedną. Wtedy, kiedy wystartujesz i będziesz pracowała za pół darmo, to osoby, które będą trafiały do Ciebie z polecenia Twoich klientów będą oczekiwali od Ciebie, że projekty dla niech będziesz również robić w tej samej stawce i na zawsze utkniesz w puli projektantów, którzy robią to poza rynkową ceną, którzy są tani i oczekuje się od nich tego, aby byli tani. Tylko jaki jest wtedy sens prowadzenia własnego biznesu, jeśli będzie Ci ledwo starczało na ZUS i na podatki? Moim celem biznesowym jest, aby firma dobrze zarabiała, więcej niż zarabiałam na etacie i to się udaje, żebym mogła się rozwijać, inwestować, robić dużo innych fajnych rzeczy. To jest cel biznesowy. Aby zarabiać więcej, a nie zarabiać mniej lub tyle samo ile się zarabiało u kogoś. Wyznaczanie absurdalnej stawki na początek, to jest strzał w kolano. Kiedy startowała z własnym biznesem, cena wynosiła u mnie 120 zł/m2. To jest taka niska średnia cena w Warszawie. To było takie minimum, poniżej którego nie opłacałoby mi się robić tej działalności. Jeśli mam zarabiać mniej, to wracam na etat do biura projektowego, bo to nie ma sensu. Ilość pracy, którą muszę włożyć, aby rozkręcić markę to jest to minimum 120 zł/m2. Natomiast wiedziałam, że to nie jest stawka, za którą chcę pracować zawsze, dlatego systematycznie podnosiłam swoją stawkę cenową o 10 zł i dzisiaj projekt kompleksowy kosztuje 190 zł/m2, natomiast projekt z nadzorem kosztuje 280 zł/m2. Póki co, ta stawka jest dla mnie ok., pozwala mi na utrzymanie firmy, utrzymanie pracowników, abym ja mogła zarobić, oszczędzić, żebym mogła zainwestować w inne rzeczy. To jest stawka, która mnie satysfakcjonuje na ten moment. Nie mówię, że ona nigdy nie wzrośnie, ale jestem przekonana, że ona nigdy nie będzie tańsza. To jest pułap, który osiągnęłam i który był moim celem i nadal mam klientów, w tamtym roku obrót firmy był 2 razy większy niż w roku poprzednim, czyli 2018, stać mnie na różne fajne rzeczy i nie mam mniej klientów albo wszyscy się odwrócili ode mnie i powiedzieli „co, takie stawki, pani Krysia zrobi mi to za 80 zł/m2”. Dobrze, niech robi. Jak ją stać, jak lubi, to niech tak robi, natomiast wiem, że to jest stawka, za którą chcę pracować i nie chcę klientów, którzy oczekują, że zrobię im to za 80 zł/m2. To nie są moi klienci. Wracamy do przekonania, że trzeba brać każde zlecenie. To nie jest prawda. Dla mnie osoba, która będzie oczekiwać, że zrobię projekt za 70 zł/m2, a potem wykończenie za 1000 zł/m2 i zrobię to w 2 tygodnie, to nie jest mój klient, ja z takimi klientami nie chcę współpracować. Ja bym się tylko frustrowała, denerwowała, to mi się też ekonomicznie nie opłaca. Mam swoją grupę klientów, do których chcę trafić, do których trafiłam, oni są i póki co, moment, w którym jestem jest dla mnie bardzo komfortowy pod względem tego, jak się realizuję, jak działam ekonomicznie itd. Dlatego wyznaczenie sobie ceny minimalnej, za którą chcesz pracować, jest kluczowe w biznesie. Jeśli nie wiesz ile kosztują projekty, przyjdź do grupy ArchitektPRO na Facebooku, zadaj pytanie, my Ci odpowiemy. Tam jest ponad 2 tyś. architektów, którzy prowadzą swoje działalności i oni Ci powiedzą za ile robią projekt. Tam nie ma tematu tabu, dzielimy się wiedzą, można porozmawiać na każdy temat. Nie zaniżaj stawki tylko dlatego, że startujesz ze swoim biznesem. Wyznacz sobie pułap opłacalności, aby nie robić tego za pół darmo, żeby nie psuć rynku i sugerować klientowi, że da się to zrobić taniej, tylko przyjdź do nas, my to powiemy, dostaniesz wsparcie, odpowiedź.

To tak naprawdę wszystko co sobie zanotowałam z takich przekonań, które towarzyszą w czasie otwierania własnego biznesu i myślenia o otworzeniu biura projektowego. Nie przedłużając, chciałam serdecznie podziękować za wysłuchanie tego podcastu i zadać pytanie: czy macie jeszcze jakieś przekonania, mity, fakty, obawy, wątpliwości, które stopują Was przed tym, aby założyć własną działalność? Lub odwrotnie, jesteście o krok przed założeniem własnej działalności, własnego biura projektowego i macie w swojej głowie pewne wyobrażenie, jak to będzie wyglądało? Chętnie skonfrontuję Wasze przemyślenia z tym, co ja wiem. Dajcie znać w komentarzu. Ja się żegnam, dziękuję raz jeszcze i do usłyszenia, mam  nadzieję, wkrótce.

Pobierz darmowy ebook „30 pytań, które warto zadać klientowi”

Pobierz darmowy ebook „30 pytań, które warto zadać klientowi”

.

    Nazywam się Iza Gemzała i wspieram architektów oraz projektantów wnętrz w rozwoju ich pracowni.

    Od 2008 roku projektuję wnętrza. Prowadzę własną pracownię „Prosty Plan” oraz grupę „ArchitektPRO. Zaprojektuj swój sukces” na Facebooku. 

    Integruję branżę wnętrzarską, pomagam młodym architektom w początkach działalności, bez ogródek piszę o blaskach i cieniach tego zawodu. Kocham polski dizajn, ludzi z pasją oraz nietypowe i trudne przestrzenie do zaprojektowania. Wierzę, że dzięki wzajemnej motywacji, rozwojowi, stałemu poszukiwaniu i doskonaleniu jesteśmy w stanie tworzyć nie tylko piękne, lecz także funkcjonalne projekty oraz budować nasze biznesy bez niepotrzebnego stresu. Jestem tu po to, aby Ci w tym pomóc :)

    Potrzebujesz więcej inspiracji?

    Dołącz do odbiorców naszego newslettera! Gwarantujemy solidną dawkę wiedzy oraz zaproszenia na darmowe spotkania online z Izą Gemzałą i ekspertami ArchitektPRO!

    .
    Twoje zakupy
    Brak produktów w koszyku!